W sobotę zadzwonił Kowal, powiedział, że mimo „kopniętej” wody widział żerujące pstrągi na jednej z naszych rzeczek. Namówił mnie. Pozostało jeszcze zadecydować, sobotnie popołudnie czy niedzielny ranek. Ustaliliśmy, że pojedziemy z samego rana w Dzień Matki. Nad wodą byliśmy około szóstej. W planie były jedynie 2,5 – 3 godziny łowienia, no, ale cóż, dobre i to. Szybki rzut okiem na kolor rzeki i optymistycznie stwierdziliśmy, że będzie ok, choć jej przejrzystość pozostawiała sporo do życzenia i oczywiście wolelibyśmy znacznie czystszą wodę.
Kowal zmontował muchówkę, a ja uzbroiłem spinning w jednego z moich ulubionych jigów. Przy trzecim rzucie poczułem zdecydowane puknięcie i za chwilę przyjemny ciężar na końcu zestawu. Pstrąg ok 30 cm dzielnie młynkował i tuż przy podbieraniu (zachciało mi się wtedy zdjęcia robić) wytrząsnął bezzadziorowy haczyk z pyska. Parę metrów dalej miałem kolejne branie, a za chwilę spad trochę mniejszego pstrążka. Kolejna miejscówka mnie zaskoczyła. Branie było na środku rzeki, konkretne, ale spóźniłem zacięcie. Chwila koncentracji i po następnym braniu i dość pewnym holu pstrąg, tym razem troszkę większy wylądował w podbieraku. Byłem tak zadowolony z siebie, że w następnym rzucie po uwolnieniu kropka spartoliłem chyba rybkę dnia.
Po paru mocnych targnięciach ładny pstrągal spiął się, ale humoru wcale mi nie zepsuł. Brania zadecydowanie osłabły kiedy słońce zaczęło mocniej świecić. Coś tam puknęło raz na jakiś czas, ale to była już zupełnie inna bajka. Dopiero gdy na niebie pojawiła się chmurka na wędce zameldował się kolejny grubasek miał 34 cm, ale walczył co najmniej jak „czterdziestak” Wyniki muchowe były niestety słabe, ale jak tylko woda się wyklaruje, odwiedzimy ten sympatyczny odcinek rzeki i znowu będzie się działo

Pstrągi na Dzień Matki-01
Pstrągi na Dzień Matki-02
Pstrągi na Dzień Matki-03